Nigdy nie lubiłam listopada. Bo ciemny, bo zimny, bo do świąt daleko. Aż trzy lata temu znalazłam na niego sposób.
Kto zagląda do nas trochę dłużej wie, że to już nasza tradycja. Co roku w Święto Niepodległości jeździmy do Poznania. Dlaczego akurat tam? Tak naprawdę zupełnie przypadkiem. Kiedyś, w programie „Hotelove” Doroty Szelągowskiej zobaczyliśmy hotel Blow Up Hall 50/50 i bardzo chcieliśmy go odwiedzić. Oczarował nas hotel, miasto, jego restauracje i klimat. Rozkochały w sobie świętomarcińskie rogale. Dlatego od trzech lat, na początku listopada z niecierpliwością przebieramy nogami i planujemy nasz dwudniowy wyjazd.
Zwłaszcza, że od zeszłego roku jeździmy na niego sami. Postanowiliśmy, że to będzie nasz jesienny rytuał, takie nasze dwudniowe, wyjazdowe spa dla związku. Czas, kiedy będziemy mogli skupić się wyłącznie na sobie i przez dwa dni robić wyłącznie to, na co mamy ochotę. Potrzebujemy tego oboje i tak naprawdę potrzebuje tego każdy. Relacja, którą mamy jest jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie posiadamy i zawsze musi się znaleźć czas, by zadbać o nią trochę mocniej.
Ostatnio w książce „Jaglany Detoks” Marka Zaremby przeczytałam zdanie, które bardzo utkwiło mi w pamięci. Autor pisał, że
za każdą pozytywną myślą, uczuciem, doznaniem idzie mnóstwo połączeń nerwowych, które mają wpływ na cały organizm. Te dobre, działają jak balsam dla duży i ciała. Te złe – skutecznie trują nas od środka. Stąd te moje patenty i pomysły dotyczące z zasadzie każdej sfery życia od odżywiania po związek. Szukam ich, testuję na sobie i opisuję Wam te, które się sprawdzają. Bo wierzę, że działają i dają nam dużo dobrego.
Dlatego, kiedy w ostatni, czwartkowy poranek wsiadaliśmy do samochodu pod przedszkolem Marceliny czuliśmy się, jakbyśmy co najmniej lecieli na tygodniowe, włoskie wakacje. Niecałe trzy godziny drogi, obowiązkowy przystanek na kawę w McDonalds – i już jesteśmy w Poznaniu. Na pierwszy ogień – lunch w Weranda Lunch&Wine w budynku Starego Browaru.
To niewiarygodne, ale dotąd nie odwiedziliśmy żadnej poznańskiej Werandy, dlatego tym razem postanowiliśmy to nadrobić. Teraz już rozumiem, dlaczego wszyscy tak zachwycają się tym miejscem. Jest tak ładne, jak smaczne. Po obiedzie mieliśmy jeszcze ochotę na coś słodkiego, ale przecież byliśmy już umówieni…
Instagram w realu
Z Honoratą prowadzącą instagramowy profil bibiijejswiat znamy się już od dawna. Oczywiście wyłącznie wirtualnie. Już rok temu miałyśmy w planach wspólną kawę na poznańskiej starówce, jednak wtedy nie udało nam się zobaczyć aż do teraz. Spotkaliśmy się w restauracji BulwaR na Starym Rynku i spędziliśmy tam znacznie więcej czasu, niż zakładaliśmy. Zwłaszcza, że po godzinie dołączyła do nas Kamila (kamiliada)…i prawie spóźniliśmy się do kina, bo kompletnie nie mogliśmy się nagadać! Uwielbiam takie spotkania i za każdym razem jest to dla mnie niesamowite, że istnieją na świecie ludzie, z którymi od pierwszych chwil czuję się tak, jakbyśmy znali się latami. Jestem przekonana, że po tym spotkaniu pozytywnych impulsów nerwowych było aż nadto!
A wieczorem…
Film „Dziewczyna z pociągu” nie powalił mnie na kolana. Po całkiem obiecującym początku i ciekawym środku i końcówka była jak rodem z tandetnego serialu. Mimo całej sympatii i naprawdę dobrej roli Emily Blunt wyszłam z kina zawiedziona. Liczyłam więc na dobrą kolację w naszym hotelu, jednak jakoś nie polubiliśmy się z poznańskim PURO. O Ile ten w Gdańsku bardzo przypadł nam do gustu, o tyle PURO w Poznaniu zaliczyło podczas naszego krótkiego pobytu stanowczo za dużo wpadek na czele z jedzeniem w hotelowej restauracji. Poza przyzwoitym burgerem Tomka, mój kurczak w panko, z puree z kalafiora i szpinakiem był zdecydowanie za tłusty, a ciastko z pianką z marakui, białą czekoladą i kruchym spodem – smakowało jak kilkudniowe.
Po raz kolejny potwierdziło się jednak, że nie ważne gdzie, ważne z kim. Mimo braku doznań kulinarnych, których oczekiwaliśmy, spędziliśmy w hotelowej restauracji bardzo udany wieczór. No i drinki mieli całkiem przyzwoite
Jeszcze tego samego wieczoru zapytałam znajomych z instagrama o miejsce na śniadanie w Poznaniu. Najwięcej głosów zebrał Lars, Lars & Lars i to tam zdecydowaliśmy się rozpocząć kolejny dzień.
Lars, Lars & Lars, czyli śniadanie idealne
Po niedosycie z poprzedniego wieczoru, mieliśmy naprawdę duże oczekiwania. Lars, Lars & Lars spełnij je wszystkie. Doskonałe „śniadanie larsowe”, przepyszna kawa, boskie smoothies i do tego cudowna obsługa, dzięki której wszystko smakowało jeszcze lepiej. Dodatkowo – boska lokalizacja w pięknym kompleksie City Park. Wielkie okna wpuszczające mnóstwo światła. Jasne, przestronne wnętrze. Bardzo wygodne kanapy, na których można usiąść obok siebie i obserwować świat na zewnątrz. I wielki żal, kiedy opuszczaliśmy to miejsce, osłodzony nieco cynamonowymi bułeczkami, które dostaliśmy z prezencie. Od tej pory wpisujemy Lars, Lars & Lars na listę naszych ulubionych, poznańskich miejsc.
Cucina88, czyli rogale idealne
Miejsce zobowiązuje, data też. Imieniny ulicy Św. Marcina przypadające na 11 listopada nie mogą obyć się bez rogali. A odkąd zobaczyłam je jeszcze w trakcie przygotowywania przez szybę restauracji Cucina, nie myślałam o niczym innym.
Zaliczyliśmy więc spacer wokół kompleksu City Park, żeby trochę zagłuszyć wyrzuty sumienia po królewskim śniadaniu i z największą przyjemnością zatrzymaliśmy się w Cucinie. Zapach wypiekanych na miejscu rogali powalał już od progu. W kominku strzelał ogień. Zamówiliśmy zieloną herbatę i zjedliśmy jeszcze lekko ciepłego, najpyszniejszego rogala z białym makiem, jakiego mieliśmy okazję kiedykolwiek spróbować. Jeszcze się uśmiecham na to wspomnienie. A Cucina88 jest na naszej liście ulubionych restauracji od początku naszych wyjazdów do Poznania.
Bazar 1838 – no co ja poradzę, że też idealny??
Po takim poranku powinniśmy nie jeść już kompletnie nic aż do powrotu do domu…ale przecież jeszcze w Warszawie zarezerwowałam nam stolik na obiad w restauracji Bazar 1838. Byliśmy tam trzy lata temu, jeszcze z Marceliną i mieliśmy cudowne wspomnienia. W zeszłym roku nie udało nam się zarezerwować stolika, dlatego w tym roku zrobiłam to odpowiednio wcześniej. Zamówiłam sałatkę z dorszem confit, piklowaną dynią i pestkami oraz krem z buraków z kozim serem i malinami. Tomek zdecydował się na tatara i na rosół z kaczki z wędzoną śliwką i pierogami z kaczką. Wrażenia? Jak w tytule tego akapitu. Bazar 1838 to kolejne miejsce w Poznaniu, do którego zawsze będziemy wracać. Może nie powinnam się przyznawać, ale rogale też mają obłędne. I nie pytajcie, skąd wiem
W towarzystwie odpowiedniego człowieka możesz odbyć podróż dookoła świata, a będzie ci się zdawało, że wszystko to trwa jedną chwilę.
W pojedynkę jedynie wleczesz się przez świat, nawet, jeśli jedziesz ekspresem albo lecisz samolotem.
~ Sándor Márai
Niecałe trzy godziny później, kiedy dwie małe rączki ciasno zaplotły się wokół nas, poczuliśmy, jak bardzo tęskniliśmy. Ale jednocześnie byliśmy szczęśliwi, że po raz kolejny udało nam się wygospodarować dla siebie ten czas. Był bezcenny. Tak jak bezcenna jest relacja, którą mamy, i o którą dbania nigdy nie odpuścimy.
To z kim widzimy się za rok w Poznaniu?