Blogowanie, poza tym, że jest moim wielkim hobby i prawdziwą przyjemnością, ma jeszcze jedną bardzo wymierną korzyść.
Znajomości. Nigdy nie poznałam i – jestem pewna, że nie poznałabym takiej ilości fantastycznych osób, gdyby nie prowadzenie bloga. Wiele kontaktów wirtualnych przeniosło się do „reala”. Ot, ostatnia sytuacja: jedziemy do Poznania, a tu odzywa się kilka pokrewnych dusz chętnych wypić z nami kawę. Potrzebujemy info, gdzie zjeść tam najlepsze śniadanie – i mamy całą listę miejsc. Planujemy wypad do Trójmiasta – i już wiemy gdzie, z kim i czy będzie smacznie.
Ludzie, miejsca, zdarzenia. Relacje bliższe i dalsze. Ale prawdziwe i trwałe. Kiedyś wspominałam Wam, że od zamienionych kilku słów na jednym blogowym spotkaniu rozpoczęła się moja przyjaźń z Darią. Kasię z Kantorka Katjuszki po raz pierwszy spotkałam na Blogowigilii parę lat temu. Jej pełnego ciepła bloga obserwowałam już wtedy od dawna. Dziewczyny z resztą też zaczęły od znajomości blogowo – instragramowej… A tymczasem za nimi już pierwsze wspólne, w całości przez nie wymyślone i przygotowane warsztaty.
Dlatego, kiedy kilka tygodni temu usłyszałam o tych planach wiedziałam, że nie może mnie tam zabraknąć…zgłosiłam się więc na drugiego fotografa (pierwszy wówczas jeszcze nie był pewien, czy da radę się pojawić).
Kiedy w dzień warsztatów jechałyśmy z Darią załadowanym prawie po dach samochodem modliłyśmy się, by jakimś cudem znaleźć miejsce do parkowania jak najbliżej Kuchni Spotkań IKEA. Daria zapakowała tyle rzeczy, że dłuższy spacer kompletnie nie wchodził w grę. Dlatego nie wierzyłyśmy własnym oczom, kiedy tuż przed drzwiami Kuchni, w budynku przy samych Al. Jerozolimskich, naprzeciwko dworca centralnego czekały na nas nie jedno, a dwa wolne miejsca. To był pierwszy dobry znak.
Nigdy wcześniej nie byłam w Kuchni Spotkań IKEA (jeśli Wy też nie, to o szczegółach poczytacie TU). Zlokalizowana w kamienicy w samym centrum Warszawy Kuchnia (a w zasadzie kuchnia, jadalnia i bawialnia dla dzieci) o łącznej powierzchni 174 metrów to przestrzeń nowoczesna i bardzo przestronna. Nowatorski koncept, dzięki któremu wszyscy ci, którzy uwielbiają gotować i spotykać się ze znajomymi, a nie mają ku temu warunków lokalowych mają miejsce, by realizować swoją pasję.
Kuchnia jest wyposażona w najdrobniejszych szczegółach. Poza oczywistymi sprzętami i meblami, znajdziemy tam świeże zioła, kawę i herbatę. Jest też sprzęt muzyczny, więc można przynieść własne, ulubione kawałki. Na początku trzeba co prawda poświęcić kilkanaście minut na przejrzenie wszystkich szafek i szuflad w celach orientacyjnych, ale warto to zrobić, by potem czuć się jak w domu.
Korzystanie z Kuchni jest bezpłatne, jednak przestrzeń jest udostępniana jest chętnym na zasadach konkursu: należy udzielić ciekawej odpowiedzi na jedno z pytań konkursowych zamieszczanych na profilu Kuchni na Facebooku. Co tydzień TUTAJ pojawia się kolejna szansa.
Kiedy więc dziewczyny krzątały się w kuchni, by przygotować się na przybycie uczestniczek warsztatów, ja miałam sporo czasu, by wszystko dokładnie obejrzeć. I powiem Wam, że miejsce robi świetne wrażenie. Jest podzielone na strefy: poza ogromną kuchnią jest jadalnia na 16 osób, ale też przestrzeń z do odpoczynku z kanapami i niskimi stolikami kawowymi. W bawialni dla dzieci, poza sporą ilością zabawek znajdziemy dziecięce łóżeczko, przewijak i fotele, na których można wygodnie nakarmić malucha. IKEA zadbała o wszystko.
Na parterze kamienicy znajduje się też druga, mniejsza kuchnia o powierzchni 69 metrów, z jadalnią przygotowaną dla 10 osób. Nie miałam jednak czasu przyjrzeć się jej dokładniej, bo po kilkunastu minutach zaczęły schodzić się uczestniczki z dziećmi, skutkiem czego po kilkunastu minutach cała przestrzeń wypełniła się gwarnym i wesołym towarzystwem. Trzeba było jeszcze rozpracować ekspres i po chwili w powietrzu unosił się zapach świeżo zmielonej kawy.
A potem zaczęło się gotowanie. Dziewczyny szalały w kuchni, dzieciaki pomagały, a piętnastominutowe przepisy realizowały się w mgnieniu oka. W efekcie miałyśmy uginający się od pyszności stół.
Mnie szczególnie interesowały zdrowe słodkości – bo o ile lekką wersję obiadu jestem w stanie sobie przygotować, o tyle nie wyobrażałam sobie za bardzo słodyczy bez masła, mleka, czy jajek. Tymczasem dziewczyny zaproponowały przepyszne w smaku czekoladowe vege praliny - do tej pory nie mogę uwierzyć, że w ich składzie była czerwona fasola z puszki, daktyle, kakao…i ani grama czekolady, czy cukru. Przepis znajdziecie TU. Oczywiście zajmuje piętnaście minut.
Wolicie coś bardziej konkretnego? To koniecznie zróbcie ciasto/muffinki z fasoli – mają ten sam cudownie czekoladowy smak, a słodyczy nadają im banany i miód. Po przepis klikajcie TUTAJ. Czas przygotowania już znacie.
Jeśli jednak najdzie Was ochota na typowe słodkości, to koniecznie wypróbujcie przepisu na brownie. Nie ma ono co prawda nic wspólnego ze słowami “lekkie” albo “dietetyczne”, ma za to mnóstwo wspólnego z “przepyszne” i “wilgotne”. Może nie nadaje się, bo robić je co weekend, ale raz na jakiś czas, czemu nie. Przepis jest TU.
Po czterech godzinach, kiedy już opuszczałyśmy Kuchnię patrzyłam na jeszcze podekscytowane, ale też odrobinę zmęczone Kasię i Darię. Byłam z nich dumna. Właśnie zrealizowały swój pierwszy, wspólny projekt, który zaledwie kilka tygodni wcześniej był tylko szkicem na papierze. Obie z dwójką dzieci w domu i intensywną codziennością młodych mam dopięły swego i urzeczywistniły swoje wspólne marzenie. Bez sponsorów, za to z olbrzymim przekonaniem, że są w stanie dać innym coś fajnego. Zaufały intuicji, swoim umiejętnościom i zrobiły to. Stworzyły cudowne spotkanie, na którym zupełnie nieznane sobie wcześniej osoby wspólnie się śmiały i gotowały. Warsztaty, z których nie chciało się wychodzić.
Bardzo się cieszę, że mogłam w nich uczestniczyć, i kiedy w końcu Daria i Kasia wydadzą swoją książkę (a jestem pewna, że kiedyś to nastąpi) liczę, że będą pamiętały, kto im pomagał nosić siaty przy pierwszych warsztatach kiedyś, w Kuchni Spotkań IKEA z widokiem na Pałac Kultury
P.S. Powiem Wam w sekrecie, że Dziewczyny myślą o podobnych warsztatach także w innych miastach, więc dajcie znać, skąd jesteście i gdzie mamy szansę na wspólną kawę? Tylko na razie cicho sza, bo to tylko ciche plany…ale znając je obie, wkrótce mogą stać się rzeczywistością.