Był dokładnie taki, jaki być powinien. Śniadanie jeszcze w domu…
Kawa i ulubiona owsianka z brzoskwiniami i czekoladą. Godzinę później jesteśmy już w drodze na wieś. Mijane po drodze pola, łąki i lasy są zapowiedzią relaksujących chwil. Jeszcze moment – i jesteśmy na miejscu. Kudłata wybiega z samochodu…a tam namiot i basen rozłożone przez Dziadków.
Oczywiście wszyscy muszą siedzieć w namiocie. Czytamy tam książki, rysujemy. Po chwili czas się poruszać – duża dmuchana piłka leci do samego nieba. Ganiamy się do upadłego. Marcelina śmieje się wniebogłosy, a my razem z Nią. Obiad na świeżym powietrzu zawsze smakuje najlepiej. Do niego – domowe ciasto ze śliwkami. Dziadek wyciąga starą huśtawkę, pamiętającą jeszcze dzieciństwo Tomka. Jest szał. Wieczorem Kudłata usypia w trzy minuty.
Następnego dnia rano budzi się przed siódmą – nie chce tracić ani chwili, przecież zapowiada się przepiękny dzień. Śniadanie je już na stojąco – w końcu czeka na Nią basen. Spędza w nim połowę dnia, ledwo dajemy radę Ją stamtąd wyciągnąć. Jednak obietnica poszukiwania mebli do pokoju jakoś Ją przekonuje. W “ludwikach” jak nazywamy pobliski sklep ze starociami testuje stoliki i fotele. Tańczy przed wielkimi lustrami w stylowych szafach. Wszystko się Jej podoba…choć ja też wykupiłabym i odrestaurowała połowę asortymentu. Wracamy do naszego lasu. Obmyślamy plan urządzania pokoju Kudłatej – wreszcie i Ona doczeka się tam zmian. Czas leci niemiłosiernie szybko. Ostatni, wakacyjny weekend dobiega końca. Ale dzięki zdjęciom lato w naszych sercach i głowach będzie trwać jeszcze bardzo, bardzo długo.
Choć na jesień też już jesteśmy całkiem gotowi