Detoks, który ostatnio przeprowadziliśmy i związana z nim zmiana nawyków żywieniowych sprawiły, że staliśmy się prawdziwymi soko-maniakami.
Co dzień blendujemy, przecieramy, wyciskamy i zabieramy do pracy pyszne, gęste, zielone koktaile. To nasza codzienne porcja zdrowia i dobrego samopoczucia w słoiku i powiem Wam szczerze – cudowne i wciągające uzależnienie.
Wcześniej, przygotowując zielone smoothies korzystaliśmy głównie z blendera i w przypadku owoców, ten sprzęt sprawdza się świetnie. Niestety kompletnie nie nadaje się do warzyw. Nie wyciśnie soku z marchwi, czy buraka, a jak wiadomo to właśnie warzywa powinny być głównym elementem naszej diety. A już na pewno żaden detoks się bez nich nie obejdzie. Dlatego przed jego rozpoczęciem postanowiliśmy zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt. Padło więc pytanie:
Sokowirówka, czy wyciskarka?
Sokowirówki są znacznie tańsze i zwykle mniejsze, wyciskarki wolnoobrotowe większe i cięższe, do tego dużo droższe. Zaczęliśmy więc czytać, czy warto zainwestować w wyciskarkę i czy taki wydatek faktycznie się opłaca. Okazało się, że tak. I to nawet bardzo, bo koszty zakupu wyciskarki zwracają się z nawiązką, a największymi wygranymi jesteśmy my sami.
Sokowirówka tnie i rozdrabnia warzywa i owoce na pulpę i z niej odwirowuje sok. Czyli wydobywa sok tylko z miejsc przecięcia, bo pozostała jego część, zawarta w środku nie rozciętych cząstek nie zostaje odwirowana. Do tego wysokie obroty urządzenia sprawiają, że „żywe” (czytaj: najzdrowsze) składniki ulegają podgrzaniu, przez co sok utlenia się już w trakcie przygotowywania. Wysoka temperatura i twarda, szybka obróbka mechaniczna metalowymi tarczami zabijają znaczną część enzymów i antyoksydantów zawartych w owocach i warzywach. W takich warunkach ginie też witamina C. Jednym słowem wiele cennych składników, które oczyszczają i dotleniają nasz organizm, zostaje zneutralizowanych.
Co innego wyciskarka ‒ nie tnie składników, tylko wolno i równomiernie zgniata całe owoce i warzywa. Dodatkowo te części urządzenia, którymi przepływa sok wykonane są nie z metalu, lecz z tworzywa ceramicznego, dzięki czemu pozyskany sok zachowuje swoje dobroczynne właściwości. A niskie obroty oznaczają niską temperaturę wyciskania soku. Dla nas oznacza to więcej cennych enzymów trawiennych, witamin i minerałów.
Co wybraliśmy?
Wyciskarkę ślimakową, pionową Hurom Juicer HH 2G. Chcieliśmy, by nie zajmowała zbyt dużo miejsca na blacie (dlatego pionowa, a nie pozioma). Poza sokami można w niej przygotować jedzenie dla niemowląt, własne mleko roślinne, musy, sorbety. Co nas najbardziej zaskoczyło? Chyba ilość pulpy, którą wyciskarka odrzuca. Spodziewałam się, że będzie jej sporo – a tymczasem często nie ma jej w zasadzie w ogóle i to jest jak dla mnie największa, widoczna różnica między wyciskarką, a sokowirówką. Dodatkowo sok nie rozdziela się na wodę i owocową masę, co często się dzieje przy sokach z sokowirówek, a czego wyjątkowo nie lubię. Jest też bardzo cicha – dzięki temu przygotowanie soku w weekendowy poranek, kiedy rodzina jeszcze śpi to żaden problem.
Jest z nami od niedawna, ale pokochaliśmy ją od pierwszego użycia. Czy mamy ochotę na klarowny sok, czy na gęste smoothies – dla Huroma to żaden problem. Mycie? Wystarczy nalać wody i włączyć silnik, a umyje się sama. To wszystko sprawia, że już dobrze się zaprzyjaźniliśmy i czujemy, że będzie to długa i owocna przyjaźń…zwłaszcza, że silnik ma 10 lat gwarancji.
Poniżej lość pulpy przy soku z całego ananasa i dużego kawałka arbuza – jak widzicie, nie ma jej w ogóle. Wyciskarka wszystko przerobiła na gęsty sok.
Co wyciskać, czyli chlorofil przede wszystkim
Tego nauczył nas detoks, choć wcześniej myśląc “sok”, wybieraliśmy głównie pomarańczowy, grejpfrutowy, lub ich miks. Od kilku tygodni już wiemy, że najzdrowsze są soki z liści: szpinak, kapusta, sałata, seler naciowy, nać pietruszki, jarmuż, botwina, szparagi, lucerna, rukiew wodna, rukola, roszponka, młode trawy pszenicy i jęczmienia. Zawierają najwięcej chlorofilu, enzymów, żelaza, magnezu, fosforu, potasu i witamin A, C, E, K i witamin z grupy B, dzięki czemu świetnie oczyszczają organizm z wszelkich toksyn i resztek chemicznych, które złaplaliśmy przy okazji mniej zdrowej diety. Dlatego to przede wszystkim zielone koktaile są bombami witaminowymi i prawdziwym zbawieniem dla naszych organizmów. Dlatego teraz, bez względu na to, czy korzystamy z wyciskarki, czy z blendera, przede wszystkim wrzucamy do nich dwie duże garście liści – po jednej dla każdego z nas. A dalej co tam dusza zapragnie.
Dlatego jeśli jeszcze nie ogarnął Was zdrowy nałóg na zielone koktaile, to jak najszybciej przekalkulujcie temat. Proste blendery kielichowe można kupić już za 100 zł z groszami, a korzyści zdrowotne jakie ze sobą niosą, są ogromne. Nie macie pomysłu, co miksować? Zajrzyjcie na fejsbukową stronę Zielonych Koktaili TU – macie tam skarbnicę pomysłów co z czym mieszać, żeby smakowało. Zielone Koktaile mają też swój profil na instagramie. To moda, której na prawdę warto ulec.