List do Świętego Mikołaja. Magicznego dostarczyciela dziecięcej radości i osoby tak tajemniczej, jak fascynującej.
Bo na dźwięk jego imienia Marcelinie świecą się oczy. Mnie z resztą też.
Pamiętam Jej zachwyt, kiedy rok temu już bardzo świadomie czekała na jego wizytę. A kiedy na wycieraczce za drzwiami domu Babci zobaczyła wielki, biały worek przewiązany czerwoną kokardą, kiedy zachwyt mieszał się z ciekawością, a dziecięce serduszko biło znacznie szybciej, niż zwykle, jego autorytet umocnił się jeszcze bardziej.
Przyszedł do Niej. I choć go nie zobaczyła (bo przecież musiał biec, by roznieść prezenty innym dzieciom) w jakimś sensie zmaterializował się przez ten worek. I jego zawartość. Bo kiedy wyciągała z niego kolejne, swoje prezenty i punkt po punkcie napisany przez nas wspólnie list obracał się w rzeczywiste, wymarzone przedmioty, w Kudłatej pogłębiała się wiara w jego istnienie i sprawczą moc.
Bo nie ma nic cudowniejszego od powiększonych ze zdumienia małych oczu patrzących na wielki worek i rączek rozrywających kolorowy papier, w który ja pieczołowicie i po nocach zawijałam każdą rzecz dla Niej.
Tylko po to, by z tą swoją dziecięcą radością mogła go podrzeć na milion kawałków.
Bo wbrew trendom, które pojawiają się co roku przy okazji Świąt Bożego Narodzenia, bardzo chcemy, by Marcelina jak najdłużej wierzyła w Świętego Mikołaja. Jest on w końcu tym cudownym elementem magii dzieciństwa, której w naszym przekonaniu nie można dziecku odbierać. Realizm tego świata dojdzie do Niej na pewno dużo szybciej, niż byśmy sobie tego życzyli, dlatego też zrobimy wszystko, by jak najdłużej została w zaczarowanym, dziecięcym świecie. Ze Świętym Mikołajem, zającem na Wielkanoc i wróźką Zębuszką, kiedy nadejdzie czas, by pożegnać mleczaki.
List do Mikołaja będziemy pisać co roku – w zeszłym stworzyłyśmy pierwszy. Ja pisałam, a Marcelina go kolorowała. W tym roku było podobnie. W weekend obie usiadłyśmy przy stole. W ruch poszedł długopis i kolorowe kredki. Podziękowałyśmy za cudowne prezenty z zeszłego roku i poprosiłyśmy o nowe. Na koniec Kudłata narysowała kwiatka dla Mikołaja.
List powędrował do koperty. Obiecałam go wysłać. I wysłałam. Do naszego pudełka z pamiątkami. Co roku będę tam chować kolejny. Jestem pewna, że za kilkanaście lat przeczytamy go z takim wzruszeniem, jakie towarzyszyło mi kilka dni temu, kiedy razem go pisałyśmy.
A jak u Was? Listy już napisane?
W weekend zapraszam Was na wpis o prezentach dla 2,3,4 latki – co okazało się prezentowym hitem, używanym po dziś dzień? O czym Marcelina w tym roku marzy Marcelina i co dostanie?
Zajrzyjcie koniecznie!