Poniedziałkowy poranek, dziesiąta trzydzieści. Siadam do komputera. Obok świeżo zaparzona kawa. I lawenda w doniczce. Jestem w domu.
Na dodatek całkiem sama.
W rozłożonym obok kalendarzu zapisuję rzeczy do zrobienia na ten tydzień. Jednak tym razem wybieram tyko te naprawdę ważne. Pozostałe poczekają na kolejny tydzień.
Bo plan na ten to relaks. Wyłącznie relaks.
Przede mną pięć dni, kiedy będę mogła skupić się tylko na sobie.
Odpocząć, wyspać się, nabyć na świeżym powietrzu.
Nie sądziłam, że aż tak tego potrzebuję, nie czułam tego.
Ale dostałam żółtą kartkę.
Czwartek ponad tydzień temu, typowy korpo dzień.
Maile, spotkania…
W drodze z jednego z nich wszystko leci mi z rąk,
w głowie karuzela.
I tak przez kilka godzin.
Tego samego dnia pierwsza wizyta u lekarza.
Plik skierowań na rożne badania.
W ciągu kolejnych dni robię wszystkie.
Wyniki idealne.
Kolejna wizyta u lekarza i pytania:
Jak Pani je? lle Pani śpi? Ile czasu spędza Pani na powietrzu? Czy Pani odpoczywa? Czy Pani ćwiczy?
Poza odpowiedzią na pierwsze, reszta nie satysfakcjonuje lekarza.
A ja z każdym kolejnym uświadamiam sobie, że zawaliłam.
Znów chciałam za dużo i za bardzo.
I znów przekonałam się, że tak się nie da.
Zapomniałam o równowadze, którą jeszcze tak niedawno sobie obiecywałam.
Potrafię celebrować chwile, ale jak widać chwile już nie wystarczają.
Potrzebuję godzin. Albo chociaż jednej. Za to każdego dnia.
Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale w tym tygodniu na pewno to wymyślę.
To jest mój czas i prędko taki kolejny się nie powtórzy.
Mam zamiar dobrze go wykorzystać.
Tak jak w tą sobotę.
Zostawiliśmy wszystko i pojechaliśmy do parku.
Choć niełatwo było wyjść z nieodkurzonego domu, czułam, że to jedyna słuszna droga.
Dostałam żółtą kartkę.
Nie mogę dopuścić do czerwonej.
Nie zapominajcie o sobie Kochani. W zawsze za krótkiej codzienności dbajcie o siebie jak tylko możecie. Po to, żeby prze każdy kolejny dzień iść tak
…a nie tak