Quantcast
Channel: Moje Dolce Vita
Viewing all articles
Browse latest Browse all 156

Oddam tobie ostatnią kroplę krwi…ale nie mojego loda

$
0
0

FullSizeRender 374

Jako rodzice bardzo chcemy, by nasze dziecko potrafiło dzielić się z innymi.

 

By było hojne i bez oporów użyczało swojej własności, ale też żeby potrafiło się kontrolować, gdy drugie dziecko ma w posiadaniu jakąś bardzo atrakcyjną rzecz. To piękna wizja. Tak piękna, jak nierealna. Bo to zwyczajnie niewykonalne. Zwłaszcza dla kilkuletniego malucha.

Bo wyobraź sobie sytuację, w której nieznajoma chce się pobawić Twoim telefonem. Albo przejechać Twoim samochodem. A może widzisz siebie dzielącego się z nieznajomym Twoim obiadem w restauracji, tylko dlatego, że ten ktoś daje Ci do zrozumienia, że ma na niego ochotę, a do tego tupie i głośno krzyczy? To mało realne?

To w takim razie czemu zmuszamy własne dzieci do dzielenia się z innymi zabawką, rowerkiem, przekąską?

 

Własność w piaskownicy

 

Kudłata, jak każde dziecko powoli rozwijała swoje poczucie własności. W wieku poniżej dwóch lat bez problemów oddawała wszystko. Inne dziecko po prostu podchodziło i wyjmowało Jej z rąk zabawkę, bez jakiejkolwiek sprzeciwu z Jej strony.

W okolicy drugich urodzin nadeszły zmiany – wtedy Marcelina zaczęła pojmować znaczenie własności. Co więcej – krąg rzeczy postrzeganych jako własne zaczął się rozszerzać na przedmioty, które wcale do Niej nie należały. Rozpoczęły się znane wszystkim rodzicom problemy w piaskownicy, w której wszystkie foremki i zabawki w zasięgu wzroku były jej i na nic zdawały się próby tłumaczenia, że należą do innego dziecka, które może nie mieć ochoty się nimi dzielić. Kudłata działała na zasadzie prawa Kalego: Kali ukraść krowę to dobrze, ale ktoś Kalemu ukraść krowę, to źle. I Adekwatnie do tego reagowała.

 

Jako rodzice byliśmy przygotowani na ten etap. Cierpliwie tłumaczyliśmy, na czym polega prawo własności i że koleżanka z piaskownicy może zdecydować, czy podzielić się foremką, czy nie. Wyjaśnialiśmy Kudłatej, że jeśli chce, niech bawi się swoją zabawką sama, ale z kimś może być fajniej, weselej, ciekawiej. I że przynajmniej warto tego spróbować tej drugiej opcji.

 

Jak się domyślacie, efekty były różne. Czasem spór o zabawkę kończył się rzewnym płaczem i ogromnym żalem, a czasem fajną, wspólną zabawą. Aż do następnego razu. Jednak za każdym razem podczas takiej sytuacji chcieliśmy pokazać Marcelinie, że:

 

  • W każdej sytuacji może prosić innych o co chce. Czasem dostanie to szybko, czasem będzie musiała poczekać, ale może tak się zdarzyć, że nie otrzyma danej rzeczy w ogóle.
  • W płaczu nie ma nic złego, ale nie sprawi on, że dostanie coś szybciej.
  • Wymianki są fajne. Jeśli bardzo chciałaby pobawić się chwilę zabawką należącą do innego dziecka, może mu zaproponować swoją. Wtedy każdy będzie zadowolony. To rozwiązanie działało u nas wiele razy. Proponowaliśmy je często, bo dzięki niemu Kudłata uczyła się sztuki negocjacji, proponowania i ustalania zasad, a potem respektowania ich. Dodatkowym bonusem była nauka znaczenia pojęcia „umowa”. Mamy umowę, której warunku ustaliliśmy wspólnie i szanujemy je. Takie „umowy” wielokrotnie funkcjonują też w naszym rodzinnym życiu. Zwracaliśmy też uwagę na radość, jaka pojawia się po obu stronach, kiedy taka wymianka dojdzie do skutku.

 

Sprzeciw, złość, płacz

 

No jasne, że się zdarzały. I to wiele razy. Traktowaliśmy je zawsze jako coś zupełnie normalnego, bo każdy z nas przeżywa frustrację, kiedy nie uda mu się zdobyć/osiągnąć czegoś, na czym bardzo mu zależy. Od totalnych drobiazgów (typu znalazłam wymarzone buty, w końcu idę je kupić, a tu okazuje się, że już ich nie ma), po rzeczy istotne (typu możliwość poprowadzenia bardzo ciekawego projektu w pracy), czy sytuacje na wagę życia lub śmierci – im bardziej nam zależy – tym frustracja będzie większa. Dorośli mają duże problemu z opanowaniem jej, a co dopiero trzylatek!

Co działało? Na pewno nie nasze karcące spojrzenia. Zwykle po prostu kucaliśmy, by mieć głowę na poziomie rozpaczającej Marceliny, otwieraliśmy ramiona i w tej pozycji czekaliśmy chwilę, aż złość zamieni się w żal i Kudłata będzie chciała się przytulić. Gdy już przyszła, mówiliśmy, że rozumiemy, że bardzo coś chce, ale że ta rzecz należy do kogoś innego i on ma do tego prawo, itd, itp. Po prostu wykazywaliśmy zrozumienie. Dokładnie takie, jakiego ja bym potrzebowała zła na cały świat, bo cudne buty umknęły mi sprzed nosa, czy Tomek, którego wymarzony projekt dostał ktoś inny.

Natomiast nigdy nie kazaliśmy Marcelinie dzielić się jej zabawką z innym dzieckiem, tylko dlatego, że tamto płacze i krzyczy, lub jest młodsze. Zachęcaliśmy, ale nigdy nie zmuszaliśmy. Nie groziliśmy też, że w przeciwnym razie inne dzieci nie będą się chciały z nią bawić. Takie zastraszanie, czy przymuszanie na pewno nie sprawi że dziecko nauczy się hojności – wprost przeciwnie: dziecko zapamięta, że dzielenie się wiąże się z nieprzyjemnościami i złymi emocjami. A przecież nie o to nam chodzi.

 

Własność w rodzinie, czyli w końcu będzie o tych lodach

 

Lody to ulubione słodycze Marceliny. Od początku lata kocha je miłością absolutną i pożera w ilościach hurtowych. Ze względów oczywistych jej lód jest zwykle mniejszy niż nasz, skutkiem czego za każdym razem po zjedzeniu swojego, zaczyna pożądliwym wzrokiem spoglądać na nasze. Na patrzeniu oczywiście się nie kończy i po kilku chwilach bezceremonialnie wyciąga rękę w naszą stronę i z nieznoszącym sprzeciwu „poproszę loda” czeka, aż któreś z nas odda jej swojego. Raz, czy dwa – oddaliśmy. Ale kiedy sytuacja powtarzała się – zaczęliśmy odmawiać.

Nie z egoizmu i nie ze skąpstwa, ale po to, by wychować Kudłatą w przeświadczeniu, że każdy członek rodziny jest tak samo ważny i każdy traktowany jest na takich samych zasadach. Żeby nauczyć wzajemnego poszanowania prawa do autonomii, własności i decydowania o swoich rzeczach. Uwrażliwiania na potrzeby innych (również rodziców, ale też np. babć, czy dziadków, którzy często mają tendencję do ulegania ukochanym wnuczętom). Pokazywania, że każdy ma prawo powiedzieć „tak”, lub „nie”.

Oczywiście tłumaczyliśmy powód naszej odmowy i wskazywaliśmy inne rozwiązania, np. możemy kupić dodatkowy wafelek.

 

Czy to w ogóle może się udać?

 

Może. Po kilku historiach z lodami, Kudłata sama zaczęła korzystać z naszej podpowiedzi i teraz po prostu pyta, czy może dostać drugi wafelek, dzięki czemu wreszcie zjadamy nasze lody w spokoju i z przyjemnością. Bo każdego dnia pokazujemy i mówimy Marcelinie, jaka jest dla nas ważna, ale dbamy też o to, by nie czuła się pępkiem świata.

Nawet jeśli nim jest.

 

FullSizeRender 369

FullSizeRender 374

FullSizeRender 370

FullSizeRender 371

 

A jak to wygląda u Was? Jakie są Wasze patenty na wszystko chcące kilkulatki? Jestem ciekawa, jak sobie z radzicie w takich sytuacjach?

 

 

 


Viewing all articles
Browse latest Browse all 156

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra