Obudziłam się o 4 rano…łazienka, trzęsące się ręce… I ten najważniejszy w życiu test.
A potem czekanie…do przyzwoitej godziny, o której można zadzwonić do najbliższych i podzielić się TĄ wiadomością.
Łzy. I największa radość, jaką można sobie wyobrazić. Taka, która rozsadza serce i wypełnia każdą najmniejszą komórkę ciała.
Jej obecność potwierdzały tylko te dwie małe czerwone kreski, nic więcej…a Ona już była.
Dziś, cztery lata później zarzuca mi ręce na szyję i mówi: “Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, prawda mamusiu?”
Prawda. Najprawdziwsza. Marzyłam o Niej i śniłam o Niej. Wypełniła moje życie tym wszystkim, czego wcześniej w nim brakowało. Tak szczelnie, że na razie nie mam potrzeby tego zmieniać. Uwielbiam, kiedy przychodzi nad ranem do naszej sypialni i układa policzek na mojej dłoni. Kiedy gładzi mnie po włosach. Zakłada moje buty i próbuje podnieść torebkę. Kiedy mi mówi „strasznie się za tobą stęskniłam” gdy po pracy staję w progu mieszkania Dziadków.
Dlatego co roku, 5 maja będziemy Jej dziękować za ten najpiękniejszy prezent, który nam podarowała. Za uczynienie nas Rodzicami. JEJ rodzicami.
Tak było dzisiaj. Tym razem to Ona zdecydowała, co będziemy robić. Miała być kawiarnia, lody i spacer, ale wybrała plac zabaw. Co mogliśmy zrobić, jak nie ulec?
A teraz chwila na wspomnienia…
Maj 2016
Maj 2015
Maj 2014
Maj 2013