Wreszcie nadszedł upragniony marzec. Pierwsze, cieplejsze dni zapowiadały wiosnę, jednak w Warszawie nadal nie było jej widać.
Postanowiliśmy więc poszukać jej gdzieś dalej, a przy okazji podładować trochę nadwątlone zimą akumulatory. Mając do dyspozycji zaledwie trzy dni, szukaliśmy miejsca oddalonego od domu o maksymalnie trzy godziny drogi. Wybór padł na Olsztyn i cieszący się bardzo dobrymi opiniami hotel „Przystań Hotel & SPA”.
Sobotni poranek przed dziesiątą, a my już w trasie. Jeszcze krótki przystanek po kawę w McDonalds (nie ma dla mnie podróży bez kawy z Maca) i jesteśmy w drodze. Pod hotel położony na brzegu jeziora Ukiel zajeżdżamy trochę po dwunastej. Doba hotelowa zaczyna się od 16.00, a tymczasem w recepcji słyszymy, że nasz pokój jest już gotowy i zostaniemy zameldowani od razu. Na dodatek pani z recepcji informuje nas, że zmieniono nam pokój ze zwykłego, dwuosobowego, który zarezerwowaliśmy…na pokój superior z tarasem i bezpośrednim dostępem do jeziora. Po takim początku dalej mogło być już tylko lepiej.
Pokój okazał się przepiękny. Wielkie, rozsuwane okna zapewniały cudowny widok i dawały dostęp do prywatnego pomostu, przy którym może zacumować łódź. W łazience czekały kosmetyki dla nas…ale również specjalne, dziecięce dla Marceliny. Na stoliku stały też dziecięce butelki z wodą Żywiec Zdrój. Już od pierwszych chwil widać było, że hotel bardzo dba o swoich małych gości.
Rekonesans pokoju i hotelu przerwał nam jednak już porządnie dający nam się we znaki głód, więc nie pozostało nam nic innego, jak zwiedzić restaurację, a w zasadzie zdecydować się na jedną z nich, bo w obrębie hotelu są dwie: Restauracja „Port” znajduje się w samym hotelu, tuż obok lobby i w niej podawane są też śniadania. W menu znajdziemy głównie dania orientalne. Oboje z Tomkiem zamówiliśmy zupy i okazały się tak sycące, że na drugie danie już nie starczyło nam miejsca. Restauracja ma też menu dziecięce i co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło – dziecięce sztućce i jednorazowe śliniaki. Druga restauracja to „Przystań”, położona na jeziorze, z przepięknymi widokami i jeszcze lepszą kuchnią. Wszystko, co tam zjedliśmy – a przez trzy dni trochę tego było, smakowało rewelacyjnie. Zwłaszcza grillowany stek z udka kurczaka z salsą z awokado i pomidorów, który zamawialiśmy po dwa razy, a Marcelina po jego spróbowaniu oddała mi swoje ukochane pierogi z malinami. I oczywiście zabrała kurczaka.
Po obiedzie nadszedł czas na chwilę relaksu. Była to jednak bardzo krótka chwila, bo odkąd Kudłata dowiedziała się, że w hotelu jest basen, nie mówiła o niczym innym. Okazało się jednak, że strefie wellness poza basenem jest też brodzik dla dzieci z podgrzewaną wodą (i wodnymi akcesoriami typu makarony i deski do nauki pływania, rękawki dla maluchów, wiaderka i tym podobne akcesoria), jacuzzi, strefa wypoczynkowa z podgrzewanymi fotelami (moje ulubione), kompleks saun i siłownia. Dzięki temu każdy znajdzie tu coś dla siebie, a hotel bardzo dba, by korzystanie z tych atrakcji było jak najbardziej komfortowe: przydatne na basenie szlafroki są dostępne także w dziecięcych rozmiarach, a w recepcji strefy można napić się woda z cytryną i limonką, dzięki czemu idąc na przykład na siłownię nie trzeba nosić ze sobą dodatkowych butelek.
Zabawiliśmy tam oczywiście znacznie dłużej, niż planowaliśmy, a jak wiadomo woda bardzo zaostrza apetyt, więc głodni jak wilki pobiegliśmy do restauracji “Przystań” na tego genialnego kurczaka i równie doskonały filet ryby Św. Piotra w czerwonym sosie curry z marchewką, cukinią i świeżym szpinakiem i w ten sposób zakończyliśmy pierwszy i bardzo udany dzień naszej wycieczki na Warmię.
Następnego dnia powitała nas piękna pogoda. Jeszcze w piżamie wyszłam na nasze małe molo. Widok był cudowny, grzało słońce i bardzo żałowałam, że nie jest na tyle ciepło, by można było rozłożyć leżaki i po prostu tam posiedzieć. Jednak widmo śniadania (serwowane codziennie do 11.00) było bardzo obiecujące biorąc pod uwagę, jak smakowały dania z poprzedniego dnia. Jak na niedzielny poranek przystało, w hotelowej restauracji było dość tłoczno. Jednak wybór dań okazał się tak ogromny, że nie było mowy, by czegokolwiek zabrakło, lub trzeba było czekać na uzupełnienie. I wcale nie przesadzę jeśli napiszę, że nie spotkaliśmy jeszcze tak bogatych śniadań. Kiedyś w jednym hotelu w Wiedniu na śniadanie serwowali sushi, ale jeśli chodzi o różnorodność i wybór, hotel Przystań zdecydowanie wygrywa. Było tam wszystko, czego o poranku może zapragnąć nasz żołądek. Od dań słonych, po słodkie. Świeżo przygotowywane przez kucharza na sali omlety, naleśniki, owoce, smoothies, słodycze typu tarty i rogaliki do kawy, orzechy i suszone owoce do muesli…było nawet siemię lniane.
Po takim śniadaniu poczuliśmy, że czas spalić trochę kalorii i wybraliśmy się na długi spacer. A że hotel leży przy promenadzie prowadzącej wzdłuż jeziora, był to bardzo fajny spacer z widokami. Mimo słońca zimno dawało się we znaki (bez czapek ani rusz), ale otoczenie było tak ładne, że zupełnie nie chciało nam się wracać. Zwłaszcza, że przy promenadzie odkryliśmy wypożyczalnię rowerów i rolek i w ten sposób Marcelina zaliczyła swoje pierwsze rolkowe próby (już wiecie skąd kilka dni temu pojawiły się u nas wrotki).
Potem odwiedziliśmy jeszcze salę zabaw z bardzo czystymi kulkami (sprawdziłam!), zaliczyliśmy obowiązkowy basen i obiad, po czym wyruszyliśmy na zwiedzanie Olsztyńskiej Starówki w przemiłym towarzystwie Oli z bloga Rodzinka z innego świata i Jej rodziny (to jest ten aspekt blogowania, który uwielbiam – w każdym mieście mamy po kilkoro znajomych
A że w dobrym towarzystwie czas mija bardzo szybko, nie wiadomo kiedy nastał poniedziałek. I wraz z nim – śnieg. Kiedy popołudniu wyjeżdżaliśmy z hotelu, tarasy pokryte były już grubą jego warstwą. Jednak mimo jednego stopnia Celsjusza na termometrze, w naszych głowach były tylko ciepłe wspomnienia. Bo kompletnie nie chciało nam się opuszczać “Przystani”. Hotel, jego personel, wystrój, kuchnia zrobiły na nas doskonałe wrażenie. Polecamy Wam to miejsce z całego serca – zarówno na rodzinne wakacje, jak i na krótsze, kilkudniowe wypady. Podobno w sezonie wiosenno – letnim pokoje trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem, bo zainteresowanie hotelem jest ogromne, ale biorąc pod uwagę co tu zobaczyliśmy i przeżyliśmy, wcale się temu nie dziwię.
Jeszcze wiele razy będziemy tu wracać, bo “Przystań” to miejsce, w którym z pewnością warto się zatrzymać.