Co roku robię podsumowanie moich kosmetycznych hitów, więc i tym razem nie mogło być inaczej.
Każdego dnia na rynek wypuszczanych jest mnóstwo nowych produktów. Praktycznie codziennie odbywają się prezentacje, na których firmy z branży urodowej pokazują swoje nowości, chcąc nas nimi zauroczyć, oczarować i przekonać, że to jest dokładnie to, czego szukałyśmy. Każda z nas ma swoje ulubione produkty…jednak przecież wcale nie odbiera nam to chęci na testowanie nowości, prawda?
Bo przecież zawsze może się okazać, że trafimy na coś bardziej naturalnego, o lepszej konsystencji, lub piękniejszym zapachu. I choć ja też mam swoje ulubione kosmetyki, do których wracam od lat (właśnie, w końcu muszę Wam o nich napisać!) to każdego roku odkrywam nowe, kosmetyczne perełki.
Pisałam Wam o nich na blogu, lub wspominałam na instagramie – dziś jednak nadszedł czas, by zebrać je w jednym miejscu i potwierdzić:
Tak, to są moje hity
Kosmetyki, bez których nie wyobrażam sobie pielęgnacji. Bardzo się cieszę, że coraz więcej jest wśród nich produktów polskich. Że „polskie” przestało oznaczać „gorsze”. Że mamy u siebie fantastyczne kobiety zafascynowane naturą, które w swoich niewielkich jeszcze laboratoriach kręcą prawdziwe cuda dla naszej skóry. Dlatego w pierwszej kolejności wymienię dwie marki, których produkty rozkochały mnie w sobie totalnie:
Iossi
Marka bardzo młoda na polskim rynku. A już tyle hitów:
Rozświetlające serum do twarzy z dziką różą jest rewelacyjne. Fajnie nawilża, rozświetla i odżywia. Skóra po nim jest zregenerowana i gładka. Dlatego jeśli tak jak ja macie jakieś obawy co do stosowania olejków – koniecznie wypróbujcie ten, a na pewno nie będziecie zawiedzione. Wklepuję 3-4 krople rano lub wieczorem.
Peeling do ciała Energetyzująca trawa cytrynowa – peeling cukrowy z różową solą himalajską i trawą cytrynową złuszcza naskórek, wygładza skórę i pozostawia ją nawilżoną i elastyczną. Skóra odzyskuje swój blask i długo pachnie olejkami eterycznymi. Jest natłuszczona i nie potrzebuje już balsamu.
Jednak jeden ich produkt uwiódł mnie totalnie. To Spice of India – regenerujący mus do ciała o konsystencji pianki o bardzo wyrazistym zapachu paczuli. Organiczne masła i oleje pięknie nawilżają, a olejki eteryczne sprawiają, że to świetny kosmetyk do domowego spa, bo rozpieszcza nie tylko ciało, ale i zmysły. Kocham ten zapach na zabój, totalnie mnie relaksuje. Naprawdę, kiedy go używam jestem szczęśliwsza
Ministerstwo Dobrego Mydła
To marka już dużo bardziej znana na polskim rynku, ale w swojej naturze bardzo do Iossi podobna. Naturalne składy i niesamowite zapachy – to również łączy obie te marki. Moje hity od nich? Proszę bardzo:
Odżywczy peeling cukrowy ze śliwką - to olejowy scrub na bazie cukru trzcinowego. Obłędnie pachnie i do tego ułatwia życie, bo potraktowana nim skóra nie wymaga już balsamowania. “Olej z pestek śliwki głęboko nawilża i regeneruje, olej ze słodkich migdałów wygładza, olej wyciśnięty z pestek winogron zmiękcza a olej z awokado zabezpiecza skórę przed utratą wody. Masło shea i kakaowe dodatkowo natłuszczają naskórek, wosk pszczeli ochrania go przed czynnikami zewnętrznymi. Skwalan z oliwek odbudowuje płaszcz lipidowy dbając o skórę suchą i wrażliwą” .
Olej z pestek śliwki domowej – drugi olejek do twarzy, w którym się zakochałam. Ostatnio używałam dwóch jednocześnie – tego od Iossi na co dzień, olejku z MDM na noc. Jest lekki, bardzo szybko się wchłania i bosko pachnie marcepanem. Bogaty w kwas oleinowy, linolowy, wit. E i antyoksydanty fantastycznie nawilża i odbudowuje uszkodzony naskórek. Idealnie koi i przynosi ulgę skórze suchej i podrażnionej odbudowując jej płaszcz lipidowy. Dzięki temu chroni ją przed utratą wody i działaniem czynników zewnętrznych. Co ciekawe – jest też idealnym olejem do pielęgnacji skóry tłustej i zanieczyszczonej, ze skłonnością do wyprysków. Regulując procesy zachodzące w gruczołach łojowych znacznie zmniejsza niedoskonałości. Ale to nie koniec jego możliwości – olej z pestek śliwki ma również zbawienne działanie dla rozdwojonych końcówek włosów oraz łamliwych paznokci regenerując je i odżywiając.
Odżywczy mus do ciała z olejem szafranowym i brzoskwiniowym. Kiedy poznałam IOSSI, zakochałam się w ich musach i obecnie to moja ulubiona konsystencja specyfiku do pielęgnacji ciała. Ten ma identyczną: Nabierasz palcami trochę kosmetyku i rozcierasz między dłońmi. Wtedy pianka zamienia się w delikatnie płynny i mega odżywczy balsam napakowany wszystkim, co najlepsze: antyoksydanty, witamina E, składniki nawilżające i regenerujące. Już podczas nakładania da się poczuć jego działanie – otula skórę delikatnym, orientalnym zapachem, koi, odpręża, łagodzi stres. Idealny na zakończenie domowego spa.
Anabelle Minerals
O Anabelle pisałam Wam kiedyś TU. Moje zakochanie w tej marce trwa nadal, a w okresie zimowym szczególnie upodobałam sobie ich puder rozświetlający (w odcieniu Goldem Fair), ale używam go inaczej niż wiosną i latem. Po nałożeniu matującego pudru w kremie i w kamieniu, muskam nim delikatnie policzki, czoło, nos i brodę. Dzięki temu moja cera jest rozświetlona i pięknie odbija światło – zauważyłam to na zdjęciach.
Schwarzkopf OSIS+ Magic
To jeden z najmłodszych stażem produktów w mojej kosmetyczce. Dostałam je do wypróbowania przy okazji sesji do kalendarza literackiego. Dla moich włosów to wygładzające serum przeciw puszeniu się i elektryzowaniu okazało się strzałem w dziesiątkę. Ilość kosmetyku równą półtorej pompki nakładam na osuszone ręcznikiem włosy – nawilża końcówki i nadaje im połysk. Po jego użyciu włosy robią się miękkie i jedwabiste w dotyku – to obecnie mój ulubiony produkt kończący do stylizacji włosów i na pewno prędko się nie rozstaniemy.
Essie
Essie to już od dawna moje ulubione lakiery. W tym roku zakochałam się w ciemnym odcieniu o nazwie “Sole Mate” – noszę go ciągle i trzeba przyznać, że to naprawdę mój dobry kumpel.
Tom Ford
Nie znam lepszej kredki do brwi. Niestety nie znam rownież droższej i ciągle sobie obiecuję, że poszukam takiej, której cena nie jest z gatunku niemoralnych, ale kiedy przychodzi co do czego tłumaczę sobie, że przecież starcza na tak długo (około 5 miesięcy), ma idealny kolor (04 espresso) i kształt. W efekcie jest ze mną już chyba półtora roku znając życie, pobędzie jeszcze trochę. Bo jest po prostu genialna. Idealnie przycięta i wyprofilowana. Za pierwszym razem, kiedy umalowała mnie nią pani w Douglasie bałam się, że sobie z nią nie poradzę. Tymczasem maluje się nią dziecinnie prosto…no proszę, kolejny jej plus…
Shiseido Bio-Performace Lift Dynamic
Serum i krem do skóry wokół oczu – moi tegoroczni ulubieńcy od Shiseido. To linia przeznaczona dla kobiet 35+, która aktywuje naturalne zdolności skóry do walki z widocznymi oznakami upływającego czasu i działaniem grawitacji. Wspomaga funkcjonowanie komórek macierzystych i zapewnia skórze efektu liftingu od wewnątrz – tak deklaruje producent i dotrzymuje obietnicy. Serum w ciągu kilku chwil od użycia widocznie napina skórę. Ten zestaw ratuje mnie po każdej nieprzespanej nocy.
Shiseido Rouge Rouge i MAX Factor
Pisałam Wam o nich w poprzednim poście, więc tym razem tylko wspomnę. Shiseido Rouge Rouge w odcieniu RD 311 Crime of Passion i Max Factor, z linii poświęconej Marylin Monroe – ma numer 3 i nosi nazwę Marylin Berry. Uwielbiam obie i noszę na zmianę. Idealne kolory, idealne konsystencje. Polecam, polecam, polecam.
Mixa
The last, but not least: Mixa jest już dobrze znaną marką na polskim rynku. Powstała we Francji w 1924 roku i początkowo wytwarzała wyłącznie kosmetyki do pielęgnacji skóry niemowląt. Potem poszerzyła gamę o produkty dla kobiet i tak jest do dziś. Mleczka “Intensywne odżywienie” dla skóry suchej i bardzo suchej używamy wszyscy w zasadzie cały rok do wszystkiego: jako kremu do rąk, do stóp, bardzo fajnie nawilża skórę po depilacji. Jest z nami już bardzo długo.
Co sądzicie o tej liście? A może znacie któryś z tych produktów i macie na jego temat własną opinię? Jeśli tak, to koniecznie się nią podzielcie!